Przejdź do głównej zawartości

Jak poprawić nastrój dziecka (i rodzica)?

Jednym z najtrudniejszych wyzwań stojących przed rodzicami jest - w moim przekonaniu - radzenie sobie z emocjami dziecka (o radzeniu sobie z własnymi emocjami nie wspomnę).

W mądrych książkach czytamy, by nie narzucać dzieciom gotowych rozwiązań, pozwolić popełniać błędy, by samo mogło wyciągnąć wnioski. Z drugiej strony własną osobą powinniśmy dawać przykład, jak postępować, jak nazywać emocje, jak konstruktywnie sobie z nimi radzić. Teoria teorią, tylko jak być takim mądrym, gdy wracasz po 8 godzinach walki z wiatrakami w pracy, kilku kwadransach przedzierania się przez korki, z językiem na brodzie, bo dziś musisz jeszcze załatwić to i tamto, zrobić pożywny, urozmaicony (albo patrząc na uciekający czas, jakikolwiek) posiłek, przed snem koniecznie poczytać dziecku, a tu Twoje ukochane dziecko ma zły humor, nie ma zamiaru dodać Ci skrzydeł jakąś śmieszną historyjką z życia przedszkolnego, tylko samo potrzebuje wsparcia?
Tak miałam właśnie dziś. Jest piątek, czyli weekendu początek, więc kwestie zawodowe rozmywają się na horyzoncie, ustępując miejsca trosce o rodzinie, mocnym postanowieniom, co to ja nie zrobię, by rodzinka była superszczęśliwa w ten weekend i planowaniu, jak taki stan osiągnąć 😊 Oczami wyobraźni widzę, jak całą czwórką gramy w jedną z naszych ulubionych gier planszowych „"Wsiąść do pociągu" albo "Catan", czytamy o przygodach Neli małej reporterki, ze wspaniałymi rezultatami ćwiczymy na pianinie "Kukułkę" albo "Sonatinę", śmiejemy się, razem przygotowując obiad lub kolację.
Idę pewnym siebie krokiem do przedszkola, dzwonię do grupy sówek (grupa Kubusia) i czekam aż - jak zwykle w podskokach, z uśmiechem na twarzy i głośnym "maaaaamaaaa" - podbiegnie do mnie mój mały Skarb. Tymczasem widzę idącego wolnym krokiem, właściwie powłóczącego nogami, spiętego w sobie chłopczyka, który po trzech sekundach wybucha płaczem, jakiego wcześniej nie widziałam. Moje serce pęka, bo musiało się stać coś naprawdę OKROPNEGO, przecież Kubuś tak nie reaguje na drobiazgi. Szybko oglądam Kubusia, szukając siniaków, ran, plastrów, bandaży, itp., które byłyby dowodem jakiegoś strasznego incydentu z udziałem Kubusia – na szczęście nic nie znajduję. Pytam więc Kubusia, co się stało. Okazuje się, że rzeczywiście doszło do dramatu: pani Kasia (wychowawczyni z grupy Kubusia) obiecała, że przeczyta książkę, którą Kubuś specjalnie przyniósł do przedszkola, i… nie przeczytała. Jako osoba dorosła od razu stawiam diagnozę: mając "na głowie" 20 dzieci, pewnie pani Kasia nie miała czasu, albo musiała zająć się czymś innym – mówię to Kubusiowi, ale widzę, że to nie przekonuje 6-latka. Przecież pani Kasia obiecała! No tak, czuję, że standardowe teksty w stylu „to może przeczytamy tę książeczkę w domu” nie zadziałają. Cofam się do pani Kasi, by wziąć zapomniane spodnie Kubusia z sali. Pani Kasia mówi mi, że Kubuś dziś jakiś smutny się zrobił (zupełnie jak nie Kubuś) i widzę niekłamany smutek z tego powodu również na twarzy pani Kasi – wszak Kubuś i pani Kasia są ze sobą bardzo związani. Mówię pani Kasi, że to pewnie przez niespełnioną obietnicę dot. przeczytania książki, na co ona mówi "O rety, zupełnie zapomniałam. Szkoda, że Kubuś mi nie przypomniał" i widzę, że nie ma w tym ani krzty kłamstwa. Pożegnawszy się z panią Kasią, biegnę z powrotem do Kubusia, by przekazać, że moje przypuszczenia potwierdziła pani Kasia. Kubuś przyjmuje informację bez większego entuzjazmu, jednak widzę, że jest mu trochę lżej – potwierdzenie uzyskane z ust pani Kasi to nie to samo, co przypuszczenia mamy. Pomagam Kubusiowi w założeniu zimowych ubrań i wtedy mój wzrok pada na jego spodnie narciarskie: kolana, pupa i nogawki całe w błocie. A nie dalej jak wczoraj prałam je, bo wyglądały niemal identycznie. Patrząc na Kubusia nie potrafię się jednak zezłościć: złość ustępuje miejsca kreatywności, dzięki czemu zaczynam zastanawiać się na głos, jak zagadać pralkę, by nie zorientowała się, że dziś znów będzie prała te same spodnie co wczoraj. Kubuś patrzy na mnie ze zdziwieniem w stylu „czy moja mama zwariowała?”, więc tłumaczę mu, że pralka chyba nie będzie chciała wyprać tych spodni, bo szybko zorientuje się, że robiła to wczoraj. Kubuś zaczyna dociekać, jak pralka może nie chcieć zrobić prania, przecież to tylko pralka. No niby tak, nigdy nic nie mówi, kiedy pakuję do niej pranie, ale nie zdarzyło się, bym tę samą rzecz prała kilka dni pod rząd. Ten argument chyba trafia do Kubusia. "Rzeczywiście, to zmienia postać rzeczy" – myśli głośno Kubuś. Zaczynamy z Kubusiem ustalać szczegóły planu dot. odwrócenia uwagi pralki i umieszczenia w niej spodni narciarskich do ponownego wyprania. Kubusia najwyraźniej pomysł zagadywania pralki tak rozbawił, że już nie pamięta o nieprzeczytanej książce… Czarne chmury rozpłynęły się i na twarzy Kubusia pojawił się znany mi doskonale uśmiech. Składam sobie w duchu gratulacje, dziękując szarym komórkom za to, że ciągle stać je na kreatywność 😉

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Legolandu i Lalandii w duńskim Billund

O wycieczce do Legolandu myślałam już od kilku lat, ale czekałam, by Kubuś trochę podrósł i mógł skorzystać z dostępnych atrakcji – na wielu z nich jest ograniczenie "wzrostowe": mogą z nich korzystać "dzieci o wzroście co najmniej" i tu stosowna informacja wyrażona w cm. W tym roku Kubuś skończył 6 lat, Amelka ma prawie 11 lat, więc stwierdziłam, że Kubuś jest już wystarczająco duży, a Amelka jeszcze do końca nie wyrosła z zainteresowania klockami Lego i zrealizujemy mój pomysł. W 2018 roku Legoland świętuje swoje 50-lecie, z tej okazji bilety wstępu mają okolicznościowy wygląd. JAK DOJECHAĆ DO LEGOLANDU W DANII? Z Gdańska do Billund najszybciej można dostać się samolotem taniej linii WizzAir - nam udało się kupić bilety w cenie 78 zł/osoba w dwie strony, czyli taniej w WizzAirze już się nie da kupić. Przed kupnem biletów lotniczych rozważałam jeszcze opcję podróży samochodem i zajechania po drodze np. do Heide Parku w niemieckim Soltau , ale taka pod...

Szlakiem cysterskim podczas XVIII Jarmarku Cysterskiego w Pelplinie

Przeglądając program 26. Europejskich Dni Dziedzictwa, natknęłam się na informację o odbywającym się w dn. 14-16 września XVIII Jarmarku Cysterskim w Pelplinie . Wielokrotnie jadąc autostradą A1 i widząc zjazd na Pelplin, myślałam, że musimy kiedyś do Pelplina przyjechać ze względu na podobno bardzo ciekawy kościół, który się tu mieści. Przed dzisiejszym wyjazdem dokładniej zbadałam, o jaki kościół chodzi - okazuje się, że w Pelplinie znajduje się Bazylika katedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, a sam niewielki Pelplin (ok. 8.000 mieszkańców) jest stolicą diecezji pelplińskiej. Pelplin leży na szlaku cysterskim , gdyż miejscowa katedra została wzniesiona przez cystersów. Ale zaczynając od początku :) Do Pelplina przyjechałam z Amelką i Kubusiem przed godz. 13 i trochę czasu zajęło nam znalezienie miejsca parkingowego z uwagi na fakt, że główne ulice w centrum miasta były tego dnia zamknięte dla ruchu kołowego. Po zaparkowaniu samochodu ruszyliśmy w kierunku centrum, mijają...

Koncert z wibrafonem w roli głównej

Poza nauką gry na pianinie staram się, by Amelka i Kubuś uczestniczyli w interesujących (na miarę ich wieku) wydarzeniach kulturalnych. I dziś nadarzyła się taka okazja: w pobliskiej szkole podstawowej został zorganizowany koncert w ramach cyklu "Muzyczne spotkania na Chwarznie". Koncert rozpoczął się występem ucznia tej szkoły, który zagrał na pianinie utwór Ludovica Einaudiego pt. "Night". Następnie kilka utworów z obszaru jazzu, swingu i bossa novy wykonało trio w składzie: Wojciech Staroniewicz (saksofon), Dominik Bukowski (wibrafon) i Janusz Mackiewicz (kontrabas). Panowie ci są doskonale znani na trójmiejskiej i nie tylko scenie muzycznej, bilety na ich koncerty kosztują kilkadziesiąt złotych, a wstęp na dzisiejszy koncert był wolny. Koncert odbył się w szkole, więc warunki były dalekie od tych, jakie panują w filharmonii czy profesjonalnej sali koncertowej. Jednak warto było przyjść, bo również atmosfera była bardziej klubowa. Na koncert wybrałam się z Ku...