W tym roku ferie zimowe w woj. pomorskim wypadły w okresie między 27.01 a 11.02.2018. Mimo że zawsze z otwartą buzią i wielkimi oczami słucham opowieści znajomych, którzy na ferie wyjeżdżają do Tajlandii, Indii, czy innych odległych i ciepłych w tym czasie miejsc, my na pytanie "dokąd jedziemy na ferie?" odpowiadamy "gdzieś, gdzie jest dużo śniegu" 😊
Uwielbiam patrzeć na pokryte białym puchem wzgórza, ośnieżone świerki, przygotowywać się do zjazdu na nartach i mieć poczucie, że do mnie należy świat, a podczas zjazdu czuć "wiatr we włosach". Narciarstwo jest sportem wymagającym dużego wysiłku fizycznego, co powoduje uwalnianie hormonu szczęścia – endorfin, dzięki czemu mimo obolałych mięśni czujemy się bardzo szczęśliwi.
Na pierwszy tydzień ferii (sob. 27.01 – sob. 03.02.2018) zaplanowaliśmy wyjazd w czeskie Karkonosze, do regionu narciarskiego ČERNÁ HORA – PEC (SkiResort ČERNÁ HORA – PEC) dzięki rekomendacji koleżanki, która była tam już kilka razy. W regionie tym znajduje się 5 ośrodków narciarskich: Černá hora, Pec pod Sněžkou, Černý Důl, Velká Úpa i Svoboda nad Úpou, z 44 km nartostrad. My zamieszkaliśmy w Svobodzie nad Úpou, a by pozjeżdżać na nartach jeździliśmy do pobliskiej miejscowości o nazwie Janské Lázně - wybór na to miasto padł ze względu na zlokalizowaną tam szkółkę narciarską dla dzieci. Nasz plan zakładał, że dzieci przez cały czas pobytu (z wyjątkiem jednego dnia, który przeznaczymy na jakąś wycieczkę po okolicy) będą chodziły do szkółki.
Okres, w którym przebywaliśmy w Czechach należał do tzw. wysokiego sezonu, który w tym roku liczył się między 20.01 a 04.03.2018. Oznacza to, że w tym czasie są najwyższe ceny, ale cóż było zrobić, skoro w tym czasie trwały ferie zimowe w woj. pomorskim.
Pogoda też nas nie rozpieszczała: temperatura w ciągu dnia była na lekkim plusie (3-5°C), jednego wieczora spadł deszcz, a nocny przymrozek zamienił go w lód na stokach. Mało było opadów śniegu. Mimo to uważamy czas spędzony w Czechach za bardzo udany i planujemy powrót w kolejnym roku.
Nocleg i logistyka
Nocleg znaleźliśmy i zarezerwowaliśmy za pośrednictwem serwisu airbnb.com. Svoboda nad Úpou to niewielkie miasteczko zamieszkane przez ok. 2.000 mieszkańców, przepływająca przez nie Úpa to rzeczka, która jest dopływem Łaby. W samym miasteczku nie ma za bardzo co zwiedzać, ale jest ono intrygujące: tynk odpadający z budynków zlokalizowanych w centrum kontrastuje z niewątpliwie ciekawą architekturą tych budynków.
Wprawdzie koło naszego noclegu znajdował się przystanek bezpłatnego skibusa, jednak ze względu na fakt, że mieliśmy dużo sprzętu + sanki, a dzieci nie dałyby rady wziąć swojego sprzętu, łatwiej nam było zapakować się do samochodu i podjechać te kilka km. Zorganizowane w pobliżu stoków parkingi były płatne, koszt parkowania wynosił 70 CZK do 24 h (ok. 11 zł) i 100 CZK za 24 h (ok. 16 zł). Czasem (jak np. u podnóża wyciągu Koštálka 1) można trafić na parking bezpłatny, ale nie był to parking zorganizowany, raczej miejsce wykorzystywane do parkowania samochodów – kilka samochodów tam się zmieści i 70 CZK zostanie w kieszeni 😊
Szkółka narciarska dla dzieci
Kubuś korzystał ze szkółki przez 5 dni, Amelka po pierwszym dniu stwierdziła, że jednak woli samodzielnie zjeżdżać.
Zajęcia w szkółce odbywały się codziennie w dwóch turach: w godz. 10-12 (tak naprawdę kończyły się 15 min. wcześniej) i 13:30-15:00. Ok. godz. 12 trzeba było dzieci odebrać i zabrać np. na obiad. Istniała możliwość zlecenia szkółce opieki nad dzieckiem podczas tej przerwy za dodatkową (niemałą) opłatą, z czego my nie korzystaliśmy.
Szkółka dysponowała na miejscu wypożyczalnią sprzętu, można też było skorzystać z usług indywidualnego instruktora.
Zajęcia w grupie Kubusia prowadzili czescy instruktorzy, jednak dzieci nie miały problemu ze zrozumieniem ich, gdyż instruktorzy dużo rzeczy pokazywali, a poza tym znali już dużo polskich słów, gdyż np. w grupie Kubusia z średnio 12 dzieci uczestniczących w zajęciach, 10 pochodziło z Polski 😊 Przy tak licznej grupie zawsze było 2 instruktorów, a na stoku była dodatkowa osoba przy wyciągu taśmowym, która pomagała dzieciom w razie któreś się przewróciło.
Jesteśmy bardzo zadowoleni z tej szkółki, jeśli chodzi o Kubusia, bo poza tym, że się dużo nauczył, najważniejsze jest to, że polubił jazdę na nartach i do szkółki chodził z przyjemnością i uśmiechem na twarzy. Dla Kubusia był to drugi kontakt z nartami – rok wcześniej chodził przez tydzień do szkółki na Słowacji (byliśmy na Chopoku), jednak różnica roku w przypadku 6-latka ma bardzo duże znaczenie: dziecko jest sprawniejsze fizycznie i lepiej rozumie polecenia 😊
Nowa grupa w szkółce zaczynała zajęcia w niedzielę, jeśli dziecko dołączało jeszcze w poniedziałek raczej nie miało problemu z dogonieniem grupy w zakresie umiejętności. Dzieci zaczynały od nauki podstaw (jazda pługiem albo "na pizzę", jak mówili Czesi), ćwiczyły najpierw na stoku z krótkim wyciągiem taśmowym, później z długim wyciągiem taśmowym, następnie uczyły się jeździć slalomem (albo "spaghetti") i wjeżdżać wyciągiem orczykowym.
W szkółce można było wykupić zajęcia na jeden lub kilka dni: 1 dzień: 800 CZK, 2 dni: 1.500 CZK, 3 dni: 2.100 CZK, 4 dni: 2.500 CZK, 5 dni: 2.900 CZK, 6 dni: 3.200 CZK, co przy kursie 1 PLN = 0,1638 CZK daje odpowiednio ok. 130 zł, 245 zł, 340 zł, 410 zł, 475 zł, 520 zł.
W czwartek (5. dzień zajęć w szkółce) w popołudniowej części zajęć odbyły się "zawody": każde dziecko zjeżdżało indywidualnie slalomem. Nagrodą za udział w "zawodach" i uczestnictwo w zajęciach był dyplom i medal (z drewnianej sklejki) dla każdego dziecka 😊
Sanki
Po zakończeniu zajęć ok. godz. 15 szliśmy z reguły na sanki na specjalnie przygotowaną dla dzieci górkę na prawo od wyciągu orczykowego Formánek 3. Szeroki, niezbyt stromy zjazd powoduje, że mogą tu samodzielnie zjeżdżać kilkuletnie dzieci. Nigdy nie było tłoku, zjeżdżający też byli zdyscyplinowani (wchodząc pod górkę z sankami, trzymali się pobocza), więc naprawdę lubiliśmy tu przychodzić. I zjeżdżały nie tylko dzieci 😉 My przyjechaliśmy do Czech ze swoimi sankami, ale widziałam na miejscu dużo osób z sankami wypożyczonymi, więc na pewno można je wypożyczyć na miejscu.
Dla fanów jazdy na sankach jest jeszcze większa atrakcja w tym regionie: 3,5-km-owa trasa z Černej hory – niestety sami jej nie przetestowaliśmy, więc jest powód, by wrócić tu w kolejnym roku 😊 Zjazd tą trasą jest bezpłatny, żeby dostać się na początek trasy warto pojechać kolejką gondolową na szczyt Černéj hory, a za to trzeba już zapłacić. Ale jak pomyślę, jaką frajdą może być zjazd tą trasą, to kilka(naście) zł za wjazd chyba nie będzie stanowić problemu 😊
Gastronomia, czyli gdzie jeść
W przerwie między porannymi i popołudniowymi zajęciami chodziliśmy na obiad, próbując specjałów czeskiej kuchni. Na początku uderzyliśmy oczywiście do lokali zlokalizowanych najbliżej stoku i niestety to nie był dobry pomysł – szybko okazało się, dlaczego w godzinach szczytu jest tam tak mało osób :/ Trzeciego dnia trafiliśmy na obiad do oddalonego kilkadziesiąt metrów od stoku, ale za to blisko głównej ulicy, hotelu Lesní Dům, który posiada restaurację otwartą również dla klientów z zewnątrz, i odtąd przychodziliśmy tam codziennie 😊 Każdy miał jakiegoś faworyta: dzieci – naleśniki z dżemem, ja – naleśniki ze szpinakiem, a Marcin w sumie próbował codziennie czegoś innego 😊 Rozczarowaniem dla mnie były tylko knedliky – spodziewałam się czegoś w rodzaju naszych klusek, pyz, kopytek, a otrzymałam coś w rodzaju drożdżowej bułki. Ale z tego, co widziałam w innych lokalach, knedliky wyglądały podobnie.
Restauracja miała trącący lekko myszką (stary piec kaflowy, zasłony, dywany, a na ścianach myśliwskie trofea: poroża, wypchane zwierzęta i ptaki), ale jednocześnie przyjazny i "ciepły" wystrój - czułam się jakbym cofnęła się w czasie do okresu międzywojennego.
Trasy narciarskie i karnety
Jeśli chodzi o trasy dla narciarzy, to w regionie Černá hora – Pec jest ich mnóstwo, gdyż jest to największy region narciarski w Czechach, każdy więc znajdzie tu coś dla siebie. Jak już pisałam, my przebywaliśmy w okolicy Janské Lázně, gdzie znajdują się 3 niebieskie szlaki o nazwach Formánek 1-3 (dla dzieci i osób zupełnie początkujących) oraz dla trochę lepiej jeżdżących początkujących: Idyla i Koštálka 1. Na tym ostatnim można zjeżdżać do godz. 21, gdyż wieczorem stok jest oświetlony.
Jeśli chodzi o karnety i ski-passy, to jest wiele możliwości: można kupić karnet sezonowy, dzienny, 2-, 3-, 4-, 5-, 6-, 7-dniowy, punktowy na wszystkie wyciągi, oraz 1-, 2-, 3-godzinny ważny tylko na wyciągu, na którym się go kupuje. My na początku korzystaliśmy z karnetów punktowych, ale szybko się okazało, że bardziej opłacalne w naszym przypadku będą karnety 2-godzinne kupowane na konkretnym stoku.
Karnet 120 punktów kosztował 600 CZK (ok. 100 zł), karnet 180 punktów – 900 CZK (ok. 150 zł). Wartość punktowa np. wyciągu Formánek 1 wynosiła 5 punktów (ok. 4 zł)/1 wjazd, czyli kupując karnet ze 120 punktami, mogliśmy skorzystać 24 razy z wyciągu. Karnet punktowy starczył na mniej niż 2 h. Tymczasem cena 2-godzinnego karnetu ważnego tylko na wyciągu Koštálka 1 (na tym wyciągu nie obowiązywały karnety punktowe) wynosiła 150 CZK (ok. 25 zł) dla osoby dorosłej i 120 CZK (ok. 20 zł) dla dziecka do 10 lat – w ciągu 2 h wjeżdżaliśmy tam co najmniej 30 razy, więc koszt 1 wjazdu wyniósł poniżej 1 zł. Tyle że karnet ten był ważny tylko na tym wyciągu, ale my zwykle jeździliśmy albo cały dzień na tym samym wyciągu, albo zmianę robiliśmy po przerwie obiadowej.
Można oczywiście kupić karnet dzienny lub kilkudniowy ważny w całym regionie i zjeżdżać tam, gdzie ma się ochotę. Ceny takich karnetów (w sezonie 2017/2018, w szczycie sezonu) ze strony https://www.skiresort.cz/pl/:
* w cenę karnetów 6- i 7-dniowych jest wliczona jazda wieczorem.
Karnety dla dzieci do 6 lat są bezpłatne, przy zakupie karnetu dla dorosłego.
Są tez karnety rodzinne dla rodzin 2 + 1, 2 lub 3 dzieci.
Kupując ski-pass płaci się zwrotną kaucję w wysokości 50 CZK (ok. 8 zł) za kartę, na której nabijany jest karnet/punkty. Kaucję otrzymuje się z powrotem przy zwrocie karty (na dowolnym wyciągu lub w automatach).
Ze względu na dużą liczbę wyciągów kolejki raczej szybko się rozchodziły. 2 razy i to jednego dnia zdarzyły się nam awarie na wyciągach, z których korzystaliśmy (na dwóch różnych wyciągach: Formánek 1 i Idyla :D) – na Formánku 1 akurat mieliśmy karnet punktowy, na Idyli – karnet czasowy. Z pierwszego wyciągu po prostu przeszliśmy na Formánka 3. Na Idyli czekaliśmy, licząc że awaria zostanie szybko usunięta. Niestety naprawa trwała ok. 1 h, co oznaczało, że przepadło nam pół karnetu. Podeszłam do kasy i zapytałam, czy możemy w tej sytuacji otrzymać jakąś rekompensatę – kasjer przystał na propozycję, byśmy następnego dnia (bo tego dnia byliśmy po przerwie obiadowej) mogli przez godzinę korzystać z wyciągu w ramach rekompensaty 😊 I rzeczywiście przyszliśmy tam następnego dnia i mimo że była inna osoba na kasie, wiedziała o sprawie i przez godzinę wjeżdżaliśmy bez karnetu.
Ścieżka w koronach drzew
Jeśli wrócimy w okolice Janskich Lázni, to wybierzemy się do jeszcze jednej atrakcji, której nie odwiedziliśmy tym razem: otwartej w lipcu 2017 r. ścieżki w koronach drzew (Stezka korunami stromů Krkonoše): www.stezkakrkonose.cz Trasa ma 1.300 m długości i prowadzi do wieży na wysokość 45 m, z której rozpościera się na pewno przepiękny widok na Karkonosze. W sezonie jesienno-zimowym (listopad-marzec) ścieżka jest otwarta codziennie (poza 24 grudnia) w godz. 10-16, w innych miesiącach dłużej. Bilety są w cenie: osoba dorosła 220 CZK (ok. 36 zł), dziecko 3-14 lat 180 CZK (ok. 30 zł), bilet rodzinny 2+1 lub 2+2 560 CZK (ok. 90 zł). Dodatkowo trzeba zapłacić za parking 70 CZK.
Współrzędne GPS: 50°37'52.7916"N, 15°45'24.4152"E 50.631331N, 15.756782E
Podobna ścieżka została otwarta również w 2017 br. na Słowacji: chodnikkorunamistromov.sk - patrząc na podobną konstrukcję ścieżek i wygląd stron internetowych, można zgadywać, że operatorem obu ścieżek jest ta sama firma.
Warto zadbać o kondycję!
Ponieważ narciarstwo (nawet amatorskie) stanowi duży wysiłek fizyczny dla organizmu, aby czerpać jak najwięcej przyjemności z tego sportu i uniknąć kontuzji, należy się odpowiednio przygotować. Jeśli przez cały rok nie uprawiamy sportu na co dzień lub w miarę regularnie, na kilka tygodni (co najmniej 4) przed wyjazdem warto jednak zadbać o kondycję. Przygotowania do naszego tegorocznego wyjazdu, zaczynającego się pod koniec stycznia, rozpoczęłam w październiku ub.r., zapisując się w fitness klubie na spinning up hill i jogę: spinning doskonale poprawia kondycję mięśni nóg, zwłaszcza mięśni czworogłowych, a także brzucha i pośladków, z kolei dzięki jodze rozciągamy całe ciało. Szukałam specjalnych bloków zajęć przygotowujących do sezonu narciarskiego, ale niestety chyba ze względu na nikłe zainteresowanie, nic takiego nie znalazłam. Dzięki uczestnictwu w tych zajęciach czułam się lepiej przygotowana, nogi dawały radę, gorzej było z ramionami, dlatego postanowiłam przed kolejnym sezonem narciarskim zainwestować jeszcze więcej czasu w aktywność fizyczną.
Warto też rozgrzać się na stoku każdego dnia przed rozpoczęciem jazdy: proste ćwiczenia znane z lekcji w-f, takie jak pajacyki, krążenie ramion i głowy, wymachy nóg, skręty tułowia, przysiady, skłony, trucht, czy inne ćwiczenia rozciągające, wykonywane przez ok. 10 minut, ułatwią bezproblemową jazdę. Zalecane jest stopniowe zwiększanie wysiłku fizycznego, tzn. nie forsujemy się maksymalnie pierwszego dnia, kiedy organizm jeszcze nie jest przyzwyczajony, tylko z dnia na dzień jeździmy więcej/dłużej/na trudniejszych szlakach.
Po zakończeniu dnia na stoku warto wykonać ćwiczenia rozciągające, które pomogą mięśniom szybciej zregenerować się po kilkugodzinnym wysiłku.
Komentarze
Prześlij komentarz